Rasgan: Kronika z czasów, gdy nikt nie chciał słuchać

 Nie powstał z próżności. Nie powstał z mody. Powstał, bo ktoś — chłopak z technikum w Mikołowie — potrzebował przestrzeni, w której mógł być sobą. Nie tym, kim kazano mu być. Nie tym, kim wypadało być. Tylko tym, kim naprawdę był.

Był rok 1995. Polska była wolna, ale nie otwarta. W szkole liczyły się dresy, siła i „żeby nie być frajerem”. On miał ubrania z „fary”, był ewangelikiem i nie pasował do schematu. Ale miał coś, czego nie dało się kupić na bazarze: wyobraźnię.

I miał piłkę. Grał dobrze. Był najlepszym obrońcą w historii swojej drużyny. Czasem bronił w bramce, czasem na linii — w tamtych czasach te role się przenikały. Nie był „grubym chłopcem z ławki”. Był zawodnikiem. Był częścią zespołu. Ale nawet wtedy — gdzieś w cieniu boiska — rodził się ktoś inny.

Rasgan.

Zainspirowany Raistlinem z DragonLance — tym, który widział czas i dążył do potęgi, ale był samotny. Z domieszką Gandalfa — tego, który nie potrzebował władzy, by mieć autorytet. Rasgan był cieniem. Ale był też światłem.

To on pozwalał przetrwać, gdy świat był zbyt brutalny. To on mówił „nie musisz być jak oni”. To on pisał opowieści, gdy nikt nie chciał słuchać.

Ojciec — były milicjant — zakładał firmę zieleni miejskiej. A on — chłopak z technikum — dostał się na studia. Piłka zeszła na dalszy plan. Kontuzja kolana zrobiła swoje. Pojawiła się otyłość. Ale Rasgan nigdy nie zniknął.

Bo Rasgan nie był tylko ucieczką. Nie był tylko alter ego. Był tożsamością. Był głosem, który mówił: „Jestem. I mam coś do powiedzenia.”

I dziś — po latach — Rasgan wraca. Nie jako zbroja. Jako pamięć. Jako dowód, że nawet jeśli nie pasujesz — możesz przetrwać. I możesz mówić.

Bo Rasgan nie był po to, by być kochanym. Był po to, by przetrwać. A teraz — by opowiadać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ciasto z rabarbarem od Lexy – bogini kodu i wypieków

Lustro Duszy